poniedziałek, 20 stycznia 2014

Z wierszy nieznanej prababki- kolęda dla Gabryni na rok 1870

Dużego wieku dziecino miła
Dożyj szczęśliwa, wesoła
Niechaj Ci żadna na świecie siła,
Zmącić pokoju nie zdoła.
Lecz aby skarb ten posiąść tak rzadki,
Urządzić życie musimy,
Na wzór Najświętszej Bożej czeladki,
Którą w stajence widzimy.
Ów wzór najgłębszej pokory w świecie,
I zdania na wolę Bożą
Jakich nam przykład daje Bóg, dzieci
Niech w nas te cnoty pomnożą.
Bo gdy je mamy, niech wicher głuszy
Niech burza srodze szaleje,
Nie zdoła zachwiać pokoju duszy
Choć serce srodze boleje.

Bo na cierpienia człowiek skazany,
Ustrzec się cierpień nie może,
Lecz nie tak bolą najsroższe rany,
Kiedy je znosić w pokorze.

Patrząc więc w żłobek dziecino droga,
Jakiebyś przędła koleje,
Najniezawodniej trafisz do Boga
I spełnisz moje nadzieje.

Niestety, kim była Gabrynia, jak potoczyło sie jej życie - nie wiemy. Nie wiadomo nawet jak miała na nazwisko. Czy była którąś pra-babką po ojcu Konstantym - z rodziny Węcławowiczów, czy po matce Zofii?
Wiadomo tylko z pozostałych wierszy, że miała brata, który wyjechał studiować do Rygi - miał zostać inżynierem (jemu poświęcony jest jeden z kolejnych wierszy) i siostry - Walerię i Marynię. Jak napisała Stanisława Leontiewa z d.Ratomska - "Marynia to moja praprababka"

sobota, 19 października 2013

Stanisława Węcławowicz c. Zofii i Konstantego


Najmłodsza z sióstr Węcławowicz urodziła się 4 października 1887 r. czyli 15 lat po Jadwidze w miejscowości Starobin niedaleko Mińska na Białorusi. Nie wiem, czy tak, jak i siostry ukończyła naukę na pensji p. Czarnockiej w Warszawie, raczej nie, może chodziła do gimnazjum w Mińsku?

Na zdjęciu siedzi  dorosła już prawie panienka z książką, niestety zdjęcie jest ucięte i nie wiadomo, gdzie zrobione. Z tyłu jest napis po rosyjsku:  Stasia Węcławowicz w VII klasie, zrobiła Nadia Podkariewa.  Stasia może tu mieć około 17 lat, czyli zdjęcie zrobione ok. 1904 r. Może to w takim razie Perm?



Z Permu pochodzi natomiast zdjęcie z 1912 roku. Mieszkała tam zapewne z rodzicami, a może po ich śmierci( latem 1912 r.),  wyjechała do Jekaterynburga? 












W roku 1913 - 28 kwietnia, kiedy jej siostry, Jadzia i Wacia maja już całkiem duże dzieci, Stasia wychodzi za mąż za Rosjanina - Kolę Leontiewa. Ślub biorą w Jekaterynburgu, w każdym razie stamtąd pochodzi ich ślubne 
zdjęcie zdjęcie.



Na przedwiośniu 1914 r. (tak jest opisane kolejne zdjęcie) siedzą już oboje wpatrzeni w maleńkiego synka. Niestety, nie dane im było się cieszyć długo jego obecnością. W wieku 8 lat(1922) zmarł na szkarlatynę, chorobę wówczas śmiertelną dla małych dzieci.
Nie wiadomo też w jakich warunkach i jak żyła Stanisława i jej mąż po wyjeździe  do Polski w 1918 r. całej rodziny Ratomskich.  Związana z Rosjaninem, prawdopodobnie oboje nie dostali pozwolenia na wyjazd do kraju, może nie chciała opuszczać męża? Czy w ogóle utrzymywała z rodziną jakąś korespondencję w ciężkich czasach bolszewickich rządów? Bardzo wątpliwe. Nie zachowały sie niestety żadne ich listy z tego okresu.

Dopiero w roku 1958 roku, prawdopodobnie już po śmierci męża Stanisława przyjechała do Polski. Nie zastała niestety już swoich sióstr, które zmarły w 1943 i 1956 roku. Znalazła jedynie przystań w domach kochających siostrzenic. 

Mieszkała u jednej z nich, w Łodzi, natomiast z siostrami połączyła się dopiero po śmierci w dn. 15.11.1974 r.  na warszawskich Powązkach w grobie rodzinnym.

piątek, 18 października 2013

Bracia Ratomscy

Było ich 4. Stanisław, Józef, Kazimierz i Bronisław. Były też i siostry: Maria, Helena, Stanisława, Emilia. Wszystko to dzieci Karola Ratomskiego urodzonego około 1826 roku i nieznanej z imienia matki. Przekazy rodzinne mówią, że miejscem ich pochodzenia była Mińszczyzna na Białorusi. I tak chyba było. Najstarsze zdjęcia, nierozpoznanych osób z rodziny pochodzą właśnie z Mińska .
Rodzeństwo Ratomskich w Mińsku lata ok. 1880-1890. Stanisław z prawej strony. Czy drugi mężczyzna to Kazimierz czy Bronisław? I które siostry są na zdjęciu?
W 1612 r. jakiś Konstanty Ratomski był jednym z fundatorów klasztoru i cerkwi Św. Apostołów Piotra i Pawła w Mińsku. Wygląda więc, że rodzina od pokoleń związana była z tym rejonem.

Z pokolenia dzieci Karola znam tylko dwie daty urodzenia: Józefa - 1856 i Kazimierza - 1866. Niestety nie znam daty urodzenia Stanisława, którego poślubiła Jadwiga Węcławowicz, ale sądząc po ich zdjęciu ślubnym nie był od niej dużo starszy, urodził się pewnie w połowie lat 60. XIX w.

Józef urodził się w 1856, zmarł w 1929, żonaty z Karoliną Downarowicz.

Bronisław - kawaler, w pamięci i zapiskach rodzinnych zachował się jako bardzo bogaty właściciel majątku (gdzieś na Białorusi) który 15 razy zrywał zaręczyny, raz uciekł sprzed ołtarza, grał pięknie na skrzypcach i miał nietypowe hobby: konstruowanie powozów.
Zachowała się kartka pocztowa, którą wysłał do niego brat, Kazimierz 4 sierpnia 1916 r. z Essentuki na Kaukazie do miejscowości Puchowicze, mińskiej guberni. Może własnie w tych okolicach znajdował się majątek Bronisława?


Bronisław Ratomski
Kazimierz Ratomski urodził się w 1866 roku. Nie wiem, czy miał wykształcenie, gdzie skończył naukę, ale na pewno był bardzo przedsiębiorczy. Pod koniec XIX w. osiadł  na Uralu, gdzie zajmował się eksploatacją lasów, w Niżnym Tagilu i Permie, miał młyn alabastru oraz inne przedsiębiorstwa,  wg posiadanych informacji był mulitimilionerem jak na tamte czasy. Pozwalało mu to podróżować, po całej Rosji, o czym świadczą zdjęcia robione w różnych miejscach, na lato zabierał rodzinę do  Essentuki - popularnej miejscowosci uzdrowiskowej na Kaukazie, żył z rodziną na wysokiej stopie.
Władysława Ratomska z d. Węcławowicz
Być może własnie zajmując się eksploatacją lasów w okolicach Permu poznał geometrę, Konstantego Węcławowicza, którego córka, Władysława - wykształcona nauczycielka wpadła mu w oko, jako kandydatka na żonę?
A jeszcze do tego Władysława miała uroczą, również wykształconą na pensji pani Czarnockiej, siostrę Jadwigę. Bronisław miał zaś brata, kawalera, początkującego notariusza, który prawdopodobnie pomagał bratu w prowadzeniu interesów.

Przystojny młodzieniec, w urzędniczym mundurze, na pewno spodobał się delikatnej Jadwidze.

I tak pod koniec XIX w. w Niżnym Tagilu odbyły sie dwa śluby: braci Ratomskich: Stanisława i Kazimierza z siostrami Węcławowicz: Jadwigą i Władysławą.




Jadwiga Węcławowicz
Stanisław Ratomski 24.07.1896 r


Stanisław Ratomski
Jadwiga Węcławowicz

wtorek, 8 października 2013

Jadwiga jej rodzina

Niestety Jadwiga Węcławowicz (później Ratomska) zmarła w 1943 roku, w związku z tym  nie można dotrzeć do aktu zgonu na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie, ponieważ z tych lat nie zachowały się żadne dokumenty w kancelarii cmentarza. Na szczęście (jeśli można tak powiedzieć) Jadwiga jest pochowana we wspólnym grobie ze swoimi siostrami: Władysławą i Stanisławą. Władysława była młodsza tylko o rok od Jadwigi, więc jest duża szansa, że urodziły się w jednej miejscowości.

Wg dokumentów zgonu Władysławy miejscem jej urodzenia były Omchowicze w powiecie słuckim na Białorusi. Miejscowość obecnie nie istnieje pod taką nazwą, ale w Słowniku Geograficznym Królestwa Polskiego jest na szczęście dość dokładne położenie wsi : "o 14 wiorst od Słucka w kierunku Bobrujska". Może i tam też urodziła się Jadwiga.
 
       Natomiast Stanisława urodziła się 13 lat później, w 1887 r.  już w Starobinie, o 40 km na południe od Słucka. Tak jakby ta sama okolica. Czy tam pracował wtedy ich ojciec -Konstanty, według rodzinnych przekazów - geometra? Zachowało się jedno jego zdjęcie w lesie, w towarzystwie pracowników. Przyrządy widoczne na zdjęciu wskazują na charakter pracy - teodolit i jeszcze jakieś, urządzenia miernicze, których nazwy chwilowo nie znam. 


Bardzo możliwe jest, patrząc na Konstantego, ze jest to zdjęcie dużo późniejsze, już z czasów, kiedy pracował na Uralu. Ale może to jeszcze Białoruś? Tu wygląda na mężczyznę w sile wieku, jeszcze nie staruszka, mimo brody - może nawet już siwej? 
Może na Ural wyjechali z żoną Zofią dopiero wtedy, kiedy zamieszkały tam ich córki: Jadwiga i Władysława, które podążyły za mężami - Stanisławem i Kazimierzem Ratomskimi?

Niestety nie wiadomo też kiedy i gdzie pobrali się Zofia i Konstanty Węcławowiczowie i jakie było panieńskie nazwisko Zofii. Wiem tylko, że była córką Ignacego, ponieważ podpis na jednym zdjęciu jest - Zofia Ignatiewna. Zachowane zdjęcia pokazują już kobietę nie najmłodszą, ale jeszcze nie siwą, pierwsze wykonane w Permie, drugie nie wiadomo gdzie, widać było cenną pamiątką, przymocowaną za pomocą sznureczka, może do ściany, może do makatki nad łóżkiem.



       
   
Na odwrocie drugiego zdjęcia jest również napisane: umarła w 1912 roku, w wieku około 70 lat. czyli urodziła się około 1840 roku.
Gdzie i kiedy urodził się Konstanty Węcławowicz też nie wiadomo. Nazwisko to przewija się na terenie północno - zachodniej Białorusi i południu Litwy w formie Węcławowicz lub Wencławowicz.







W każdym razie Zofii i Konstantemu córki rodzą się od 1873 roku już w okolicach Słucka, a zdjęcia ich samych, w wieku około 40-50 lat, czyli mniej więcej w latach 80. XIX w. są zrobione w Permie na dalekim Uralu, około 2500 km dalej. Czy tam zawiodła Konstantego praca geometry? Można przypuszczać, że tak. Na pewno później, kiedy już nie pracował w swoim zawodzie, przebywali wraz z Zofią u córki Władysławy i zięcia Kazimierza, który posiadał na Uralu młyny alabastru.
Zachowało się pośmiertne zdjęcie Konstantego na katafalku, otoczonego kwiatami i wieńcami z szarfami z informacją, że zmarł 18 czerwca 1912 roku w Permie. Zofia nie przeżyła go długo. Kilka tygodni później, 26 lipca podążyła za swoim ukochanym mężem. Według słów ich wnuczki nie potrafiła bez niego żyć. 

Niestety nie wiem również nic o ich synu, Wacławie, ani gdzie urodził się, ani gdzie zmarł, czy był starszy od swoich sióstr, czy młodszy? Zachowało się tylko jedno zdjęcie, zrobione 20 marca 1898r. w Niżnym Tagilu przez fotografa I.M. Boczkariewa. Młodzieniec około 20 lat.  Zamieściłam je w poprzednim poście.
Nic o nim nie wiadomo.

Jadwiga Węcławowicz urodziła się w 1872 roku, być może w tych samych Omchowiczach, co jej siostra Władysława. Rodzinie musiało się powodzić dość przyzwoicie ponieważ stać
ich było na wysłanie Jadwigi i do Warszawy, na pensję Henryki Czarnockiej, przy ulicy Brackiej 18.

Jadwiga Węcławowicz po ukończeniu
pensji p. Czarnockiej w Warszawie
Warszawa, Bracka 18

piątek, 4 października 2013

Odnalezione wiersze praprababki

       W 1942 roku Stanisława Węcławowicz - Leontiewa napisała na wierzchu kilku pożółkłych kartek: "Wiersze praprababki  - które dała mi do przepisania moja Siostra Jadzia na pamiątkę rodzinną".  Jadzia, o której mowa, to Jadwiga Ratomska z domu Węcławowicz. Obie ze Stanisławą były  córkami Zofii c. Ignacego i Konstantego Węcławowicza - geodety, zamieszkałego i pracującego gdzieś na Kresach i dalekim Uralu. Obie urodziły się prawdopodobnie gdzieś na Białorusi. Miały jeszcze siostrę Władysławę i brata Wacława.
      Jadwiga to prababcia mojego męża. Urodziła się w 1872 r. zmarła w 1943.  Wiersze pisała jej praprababka, czyli 3x pra dla mojego męża, a ponieważ pisała o swojej babce czyli rzecz dotyczy 5x prababki, niestety nieznanego nam (na razie)  imienia i nazwiska. Ale może zawarte w tym wierszu informacje pomogą nam dotrzeć do jednego z "gniazd rodowych" ?

"Wspomnienia 6 stycznia 1875 Roku napisane


Ileż to wspomnień dla mnie dzień Trzech Króli mieści
Jedne wesołej, drugie nader smutnej treści ...
Jadwiga Węcławowicz (Ratomska)
1872-1943
W dniu tym moi Rodzice wytrzymawszy próby,
Zostali połączeni wieczystemi śluby.
A że miłość Ich wielka przeszkody zwalczyła,
Więc i radość dnia tego niezrównaną była.
Bo większe upojenie i większe zachwyty,
Im trudnień i upragnień zostają nabyte.

Babka ma, co dla córki świetnych losów chciała,
Choć zacność ojca mego wielką doceniała,
Długo jednak odmowa trapiła go srogą.
Raz, gdy tę odebrawszy, żegnał się z swa drogą,
Gdy miła wyrzec straszliwe ostatnie "bądź zdrowa",
Krew rzuciwszy się z piersi zalała mu słowa.
Ujrzawszy to wybrana drżąca i pobladła,
Z bolesnym łkaniem do nóg rodzicielki padła.
Nie upór, nie złośliwe były wyrzekania,
Lecz uległość, choć w żalu pełna szanowania
Woli Matki. I tu ją w końcu przejednała,
Że na żądany związek przyzwolenie dała.

I nie wiem, czyli było gdziekolwiek na świecie,
Stanisława Węcławowicz (Leontiewa)
1887-1974
By więcej czciło Matkę nawet własne dziecię,
Jak ją miłował ów syn, niechętnie przybrany,
To też i od Niej został najczulej kochany.
Równe miejsce miał w sercu, jak i własne dzieci,
Których dwoje liczyła, ów przybrany trzeci.
I by mu wynagrodzić cierpienia przebyte
Dowody całkowitej ufności użyto:
Powierzywszy los córki i fundusz oddaje
Bez żadnych zabezpieczeń, jakich chcą zwyczaje.
Nie zawiódł tej ufności ojciec mój kochany,
Pracował cały szczęściem rodziny oddany.
I tylko słabe zdrowie, truło chwile szczęścia,
Jakie było owocem takiego zamęścia.
Bo miłość na wzajemnym szacunku oparta,
Więcej niźli największe bogactwo jest warta..
Przy szczupłem ......(?) życie szczęśliwe pędzili,
Bo się kochając szczerze, pracować lubili.

Wówczas dopiero Matce ciężkie przyszły chwile,
Kiedy towarzysz życia ukrył się w mogile.
Sądzono, - że jedność tej śmierci rozłączy
I wraz z lubym mężem, żona życie skończy.
Lecz dziewięciorga dzieci, łez matki zbolałej,
Władysława Węcławowicz (Ratomska)
1873 -1956
Tkliwych błagań, łaskawe Nieba wysłuchały.
Została nam przy życiu, a w ciężkiej żałobie
Życzyła ukochaną Matkę mieć przy sobie.
Odtąd więc się od syna do córki przebrała,
I resztę swego życia z nami przepędzała.

W kilka lat, gdy już troje wnucząt liczyła,
a sama jeszcze czerstwą, tak przyjemną była,
Że wad wieku żadnego nie było w niej śladu,
Trzymała się prościutko wnuczkom dla przykładu.
Przy właściwej powadze, pełna ożywienia,
Rada, ze sposobności wnuków zabawienia,
gdy sąsiedzi na wieczór zaprosić przysłali.
A Matka się coś nasza na niezdrowie żali,
"Ja z wnukami pojadę" sama się ozwała,
Chcąc, aby chodź raz w Święta młódź potańcowała.

Książęta Giedroyciowie o mil trzy mieszkali,
Od razu więc przybyłych na noc zatrzymali.
Ochoczo się bawiono, a babka sędziwa,
Wesołością swych wnuków wesoła, szczęśliwa.
Wacław Węcławowicz
Tak pięknie wyglądała, że ci, co nie znali,
[Matką] ją za pięciorga hożych wnuków brali.
Choć rada, że się bawią wesoło wnuczęta,
Jednak na uroczystość jutrzejszą pamięta.
Bo Ś-tych Trzech Króli chcąc uczcić przykładnie,
Miłej zabawie, sama koniec kładnie,
Mówiąc: Na spoczynek proszę moi mili,
Abyście się jutro na mszę nie spóźnili.

Po krótkim wypoczynku żwawo ze snu wstaje,
Do prędkiego wyjazdu rozkazy wydaje.
Siostry me, co się z lekkich sukien przebrać chciały,
Widząc, że jeszcze wcześnie, w drodze się ozwały:
"Babunieczku, po Mamę może zajedziemy?"
"Mama znajdzie, czem przybyć, a my się spóźnimy"
To rzekłszy, każe jechać prosto do kaplicy.
W drodze mówi różańca do Bogarodzicy.
Gdy przybyli, kapliczka prawie pusta była,
W której, pod wielki ołtarz gdy się przybliżyła,
Stary Czaplic z siedzenia prędko się schwytuje
I krzesło dla przybyłej swoje ofiaruje.

Lecz ona żartobliwie tak mu odpowiada:
"Siedź sobie mój staruszku, a jam klęczeć rada"
I w głębokiej pokorze padła na kolana
Na ostatnią modlitwę przed pójściem do Pana.
Modlitwa być musiała rzewna i gorącą,
Bóg też przyjął tę duszę tak go miłującą.
I nim się przenajświętsza ofiara skończyła,
Już ona wolna ciała przed Bogiem stawiła.

Gdy się lud tłoczyć zaczął w te kapliczkę małą,
Snadź świeżego powietrza na oddech nie miała,
Bo powstała z klęczenia, przed tłum się zwróciła okiem,
I wypatrując córki śledczym wzrokiem,
Postrzegłszy ekonoma, co przybył z Obrowa,
Zapytała troskliwie "A Pani, czy zdrowa"?
Z tym słowem widno, razem duchem uleciała,
Bo zamknęła powieki, - na nogach zachwiała,
Osunęła się, - była pod kaplicy ścianą,
W chwili, - kiedy w niej właśnie "Glorya" śpiewano.

I ta, co tak skwapliwie na mszę się spieszyła,
Hymn zaczęty na ziemi, w Niebie już skończyła.
Anioł śmierci tak lekko wyjął dusze z ciała,
Że oznaka cierpienia na nim nie została.
Blask dusznego zachwytu odbił się na twarzy,
Zdawało się, że we śnie o Niebiosach marzy.
I widzi dobre czyny, które popełniła
W przeciągu tego czasu, co na ziemi żyła.

Raz bowiem, w ciężką zimę, to się przytrafiło,
Że troje ludzi z targu wracając zbłądziło.
Dwoje z nich w straszną zamieć, błądząc przez noc całą,
Na dziedziniec mej Babki, której oznajmili,
Że tę, co iść nie mogła w polu zostawili.
Rzucono się natychmiast na jej odszukanie,
I wśród krzaków jałowca, trudną do poznania,
Z śniegu wygrzebaną, zupełnie skostniałą,,
Przywieziono do dworu, jako martwe ciało.
Babka ma nie przestając na tem doniesieniu,
Sama się krząta czynnie w ratunku niesieniu:
Do zimnej wanny kładzie to zdrętwiałe ciało,
Które się w wodzie lodem natychmiast oblało.
Trą szczotkami, - jak tylko lód się dał odrzucić,
Lecz nie ma śladu życia, nie można ocucić.
Więc z modlitwą gorącą o pomoc do Boga,
Nie ustaje pracować Babka moja droga.
I raz drugi do wody zimnej gdy włożyła,
Wówczas się umartwiała ledwo poruszyła.
A wplatając skostniałe palce .....[?] do głowy,
Wydała z głębi piersi jakiś jęk grobowy.
Czem prędzej więc jej nożem zęby otworzono,
I parę łyżek wina przez usta wpuszczono.
Poczem kawałki lodu przez nie wyrzuciła,
I oddychać począwszy oczy otworzyła.
Otarta więc i w pościel miękką ułożona,
Do wieczora już była prawie ozdrowiona,
Bo i dzieciątko, które w domu zostawiła,
Tegoż wieczora jeszcze swa piersią karmiła.
Mróz straszny swej potęgi śladów nie zostawił,
Po tym ratunku kaszel nawet się nie zjawił.

Otoż wszystko, jak mówią, ujrzeć to musiała,
Bo Anielskim uśmiechem twarz jej zajaśniała.
I uczuli obecni, że Najwyższa władza,
Wierną sługę, wieczystem szczęściem wynagradza.

Lecz mały mój braciszek, co tylko czuć umiał,
A śmierci i wieczności jeszcze nie rozumiał,
Pierwszy się za Babunią przez tłumy przedziera,
Pierwszy dziecięcą rączką jej głowę podpiera.
A nie mogąc najmilszej dopomódz do wstania,
Nadjeżdżającą Matkę przyzywa wśród łkania.
Podbiega do idącej i rozpacznie woła:
"Babunieczka tam leży i nie mówi zgoła,
Mamo, Ciociu, wy proście, a może powstanie
I odpowie przynajmniej na moje wołanie!"
Spieszy Matka, leżącą za zemdloną bierze
I najprędszym rzeźwieniem zajmuje się szczerze.

Lecz któż odda jej boleść, gdy się przekonała,
Że tylko martwe ciało w objęciach trzymała.
Nie pękło serce w bólu ciężkim do przebycia,
Lecz zdrowa już nie była, do skończenia życia.
Tak i Ojciec nasz niegdyś nadjechał był w chwili,
Gdy Matkę jego drogą na mary złożyli.
A ból w boku, co uczuł na widok takowy,
Pozostał od młodości do deski grobowej.

Pokój Wam! drogie cienie, darujcie mi proszę,
Że zasłonę cnót Waszych niezręcznie podnoszę.
Lecz Bóg sprawi, że chociaż niegodne Was pienie,
Ożywi w sercach młodych cześć i uwielbienie,
I że stanie się taka ta potomność miła,
Jakiemi pradziadowie, praprababka była."